Oczywiście nie mówię, że należy ignorować nasz racjonalny umysł i nie wykorzystywać jego możliwości; potrafi on przecież myśleć, podejmować decyzje i postrzegać świat we właściwy sposób. Mówię tylko, że w odniesieniu do naszego pierwotnego umysłu, do naszej prawdziwej, podstawowej natury nie ma nic, co wymagałoby racjonalnego myślenia czy zrozumienia. Medytując w zazen, nie staramy się pojąć owego wielkiego stanu umysłu-lustra – próbujemy się nim stać, nie starając się przedtem racjonalnie go określić. Nie próbujemy dodawać do tego, co już jest, jakiegokolwiek o tym wyobrażenia. Doświadczając tego stanu jasnego umysłu, rozumiemy, że wszelkie nasze myśli na ten temat, wszelkie cudowne wyobrażenia, wszystkie chwile przyjemności, których w życiu zaznaliśmy, myśląc o tym stanie – wszystkie one są po prostu ulotnymi cieniami, które przepływają przed tym wielkim, jasnym lustrem. To lustro właśnie, które jedynie odzwierciedla wszystko takim, jakie jest, jest naszym pierwotnym umysłem.
Kiedy będziemy umieli już bezpośrednio doświadczać tego stanu umysłu i poznamy stan świadomości, który z niego wypływa, nie będziemy już mogli wyobrazić sobie czy też udawać, że wszystko, czego tak kurczowo się trzymaliśmy, wszelkie nasze wyobrażenia najróżniejszych spraw są czymś więcej niż tylko ulotnymi cieniami przepływającymi przed lustrem naszej świadomości. Uświadomimy sobie wówczas, że wszystko, czego doświadczamy, wszystkie rzeczy, których się trzymamy i które generalnie uznajemy za tworzywo naszego życia – bez względu na to, jak realne nam się teraz wydają – są w obrazie owego wielkiego, jasnego lustra zaledwie krótkotrwałymi mirażami. Kiedy to dostrzeżemy, kiedy uświadomimy sobie przemijalność tego wszystkiego, zrozumiemy próżność przywiązywania się do nich. W obliczu wielkiego, jasnego lustra każda rzecz z osobna i wszystkie razem wzięte są niczym innym jak tylko ulotnym cieniem.
Kiedy urzeczywistnimy ów stan umysłu lustra i będziemy postrzegać wszystko jasno i bezpośrednio, dokładnie takim, jakie jest, będziemy potrafili w sposób naturalny reagować na wszystko, co się naszym oczom ukaże, bez pokrywania obrazu zbędną warstwy opinii, wyobrażeń czy osądów. Kiedy w lustrze coś odbija się bezpośrednio, stosownie reagujemy na to odpowiednim ruchem czy zachowaniem, nie opatrując go jakąkolwiek myślą w rodzaju: „jak mam się do tego zabrać?” albo „jak najlepiej to zrobić?” czy też „które rozwiązanie sprawdzi się najlepiej w praktyce?”. Nie reagujemy na rzeczywistość w taki sposób, lecz raczej od razu, gdy w lustrze pojawia się obraz, podejmujemy naturalne i spontaniczne, najbardziej stosowne do okoliczności działanie.
Kiedy reagujemy spontanicznie na to, co nas spotyka, nie zastanawiamy się już nad tym, jak dobrze nam poszło, i nie oceniamy już każdej czynności i nie myślimy, że zrobiliśmy coś wyjątkowego. Kiedy nasze działania wypływają z takiej właśnie jasności umysłu, w spontanicznej reakcji na każde zdarzenie, nie zastanawiamy się już bez przerwy nad naszym małym ja i nad tym, jak wypadło w takiej czy innej sytuacji. Czy chwalą nas, czy też obrażają – nawet jeżeli się z nas wyśmiewają – na tym się sprawa kończy. Co było, minęło. To jest właśnie nasz pierwotny i naturalny stan umysłu. Kiedy nie trzymamy się kurczowo ustalonych wyobrażeń, możemy zachowywać się i reagować w sposób naturalny i nieskrępowany. Wszyscy myślimy: „Na pewno tego nie potrafię, to za trudne, to nieosiągalne. Nie dam rady”. Ale nawet ta myśl, że nie damy rady, jest ulotnym cieniem; samo poczucie, że jest to dla mnie czymś nieosiągalnym, jest niczym więcej jak tylko ulotnym cieniem.